(...)
Inspektor coraz bardziej wytężał swój mocno nadwątlony
wzrok, aż wreszcie dostrzegł biegnącego środkiem jezdni człowieka z rozwianymi
resztkami włosów, w luznym płaszczu i bez butów, tylko w skarpetkach. Gdy się
zbliżał wiele osób wstrzymało na chwilę oddech.
-Nareszcie... nareszcie...
- Dobrze mu tak ! A więc już się zaczęło. Może jutro zobaczymy ich więcej, tych w
skarpetkach.
- Dołóżcie mu, dołóżcie !
(...)
- Ależ ludzie, opamiętajcie się ! - wrzeszczała stróżka
czerwieniejąc z wysiłku na twarzy.
- Puszczaj babo bo i tobie dołożymy ! - darli się nacierający.
- Ludzie, co wy ! Przecież to stary emeryt, który mieszka w pakamerze na podwórzu,
między zamkniętym na cztery spusty, nieczynnym klozetem a śmietnikiem. Opamiętajcie
się. A buty... widocznie buty już spadły mu z nóg ze starości.
I tutaj inspektor zauważył wielką konsternację na rozgniewanych przed chwilą
twarzach.
- A my sądziliśmy, że to jeden z tych, którzy mieli być puszczani w samych
skarpetkach - mamrotali zawiedzeni.
(...)
I zaraz, jak zwykle na poczekaniu inspektor wyrecytował
wierszem, co zdarzało mu się dość często i bez żadnego wysiłku, myśl, która
gnębiła go już od
dłuższego czasu :
Puszczanie w skarpetkach/ nie bez pewnych racji,/ miało wyjść na dobre/młodej
demokracji.
Spełniając głos ludu/ zgodny z wolą nieba,/ puszczono w skarpetkach.../ lecz nie tych
co trzeba.
![]() |